Muzycy wbiegli do garderoby opadając wykończeni, lecz szczęśliwi na czarne, skórzane sofy w środku pomieszczenia. - Polska jest zajebista, mówcie co chcecie, ale ta publiczność! Rany boskie! I ta wódka! - wyszczerzył się ze szczęściem wypisanym na twarzy basista, dając swoje nogi na kolana Andyego. - Ash! Do kurwy weź te śmierdzące stopy z moich kolan, bo nie ręczę za siebie! - popatrzył na niego groźnym wzrokiem, w zamian usłyszał tylko śmiech przyjaciela. - Dobra, dobra nie gorączkuj się tak Księżniczko, przecież i tak wiem, że mnie kochasz. - Złączył usta w dzióbek, po czym cmoknął w stronę wokalisty. - Ja pierdole z kim ja żyje. - mężczyzna przyłożył dłoń do czoła, robiąc tym samym facepalm.
- Uspokójcie się dzieci. - Jinxx popatrzył z politowaniem na mężczyzn. - Ale serio ta publiczność jest niewiarygodna! Zajebiście, że mamy tu mini trasę. Jak w każdym mieście będzie taka Smerfetka jak tu, to ja mogę na golasa grac! - basista poruszył znacząco brwiami, śmiejąc się. - Ogarnij dupę, nikt nie chce widzieć twojego małego sprzętu - Że co!? Chcesz zobaczyć!? Obrażasz Edwarda. - oburzył się Ashley i wstał z wcześniej zajmowanego miejsca rozpinając rozporek w swoich skórzanych, czarnych, koncertowych spodniach, ruchami godnymi niejednego striptizera. - Nie! - krzyknęła reszta kapeli - Ja pierdole Edward!? Co ty z fana Hello Kitty przeszedłeś na Zmierzch? - odparł w jego stronę z udawanym przerażeniem CC. - Oh walcie się! - obrażony Ash usiadł na sofę, obracając się tyłem do reszty zespołu. - Ale w sumie muszę ci przyznać racje, maja tu ładne Polki, a ta publiczność nas kocha, dla takich ludzi mogę grac. Dobra chłopcy, ja spadam pod prysznic. - wokalista spojrzał na przyjaciół i obrażonego wzmianka o jego przyrodzeniu Ashleya, po czym wstał z sofy i ruszył w stronę łazienki.
Mężczyzna słyszał jeszcze przez chwile głosy przyjaciół, rozmawiających o dzisiejszym show oraz o entuzjazmie z jakim przyjęli ich fani.
Odkręcił wodę, po czym wszedł pod prysznic, oparł ręce o ścianę po bokach i spuścił głowę, pozwalając kropelką wody powoli, stróżkami spływać po jego rozpalonych plecach.
Myślał o dzisiejszym koncercie, Ash miał racje, Polska publiczność kolejny raz ich nie zawiodła.
To niesamowite jak fani znają każdy wers piosenki.
Za każdym razem gdy wychodził na scenę i widział te uśmiechnięte, wzruszone twarze, wiedział że ciężka praca zespołu nie idzie na marne, wiedział że to co robi z chłopakami, pomaga tym wszystkim ludziom.
Napisał dla nich Saviour i za każdym razem, gdy śpiewa ten utwór na koncertach i widzi ludzi, którzy reagują na ten tekst płaczem, uśmiechem, którzy zamykają oczy, jest dumny z siebie i z chłopaków, ponieważ wie że w jakimś stopniu mógł pomoc fanom. Namydlił swoje ciało lawendowym żelem, po czym spłukał ciepłą wodą. Zaczął myśleć o dziewczynie, która Ash nazwał " Smerfetką", on tez ja zauważył.
Stała w pierwszym rzędzie, nawet raz złapali się wzrokiem.
Było w niej coś zagadkowego, widzi mnóstwo fanów, ale w niej było coś innego, tajemniczego i ciekawego.
Po chwili stwierdził, że nie będzie sobie zaprzątać tym głowy, zaczął myc włosy, po skończonej czynności wyszedł spod prysznica, uprzednio zakręcając wodę i wycierając się ręcznikiem. Założył świeże ubrania i wyszedł do chłopaków.
Zatrzymał się w progu, widząc jak Ash siedzi na kolanach Jake'owi machając nogami jak mała dziewczynka, a muzyk próbuje go z siebie zrzucić. Postanowił to zwyczajnie olać, podszedł do nich i wziął swoja czarna bluzę oraz plecak z kanapy. - Ja idę Gołąbeczki, wrócę sam do hotelu, muszę się przejść, jak coś to dzwońcie. - Tak jest Księżniczko! - usłyszał głos Asha zanim wyszedł z pomieszczenia, zaśmiał się na słowa basisty.
Lubił tego idiotę, mimo ze często robił z siebie kretyna, to mężczyźni byli najlepszymi przyjaciółmi.
Wokalista wiedział, ze może zwrócić się do niego ze wszystkimi swoimi problemami. Nawet dzwoniąc w środku nocy, oczywiście był pewny, ze dostałby opierdol od Asha, dlaczego przerywa mu tak ważna czynność w jego życiu - SEN.
Lecz był pewny, że mężczyzna później by go wysłuchał i nawet przyjechał w piżamie, tylko po to, żeby być przy swoim przyjacielu, nie raz tak było.
Ubrał bluzę, po czym założył szczelnie kaptur na głowę, spod którego wydobyło się parę nadal jeszcze lekko wilgotnych kosmyków jego kruczoczarnych włosów, które opatuliły jego twarz.
Wyszedł z budynku, wyciągnął paczkę Marlboro. Wydobył jednego papierosa z czerwonego pudełka, po czym wsunął miedzy swoje rozchylone i spierzchnięte wargi, po chwili odpalił jednego zapalniczką. Zaciągnął się, pozostawiając na dłuższą chwile zabójczy dym w swoich płucach. Doskonale wiedział, że jego nałóg jest nie zdrowy, ale miał to gdzieś. Po chwili wypuścił dym z płuc, patrząc na unoszący się obłok.
Rano zdążył przejść się po okolicy miedzy hotelem, a klubem. Zauważył, że najkrótsza droga wiedzie przez park, tam własnie się udał.
Zaciągnął się kolejny raz papierosem, delektując przyjemnie drażniącym dymem w swoich płucach.
Przed sobą w końcu zobaczył park. Rzucił na ziemie już wypalona fajkę, po czym przydeptał ją. Wszedł pomiędzy dwa potężne dęby i ruszył wąska alejka przed siebie, zatracając się we własnych myślach.
Już od jakiegoś czasu, po każdym występie zostawiał chłopaków i udawał się w samotna drogę do hotelu, który w danym okresie miał sprawować miano ich domu, na jedna/dwie noce. Potrzebował chwili samotności, żeby zebrać myśli, uporać się z własnymi wewnętrznymi demonami.
Parę lat temu przeżył koszmar, o którym wiedział tylko basista, od tamtej pory łączyła ich niewidzialna wieź.
To był początek znajomości mężczyzn, Ash dopiero dołączył do Black Veil Brides. Powiedział basiście któregoś dnia, aby przyszedł w najbliższym czasie porozmawiać o jednej z piosenek, która aktualnie tworzyli.
Los chciał, że mężczyzna właśnie owego dnia, pojawił się w posiadłości czarnowłosego. Mężczyzna przeszukawszy wtedy cały dom nie mogąc go odnaleźć, ruszył ku łazience na pietrze, gdzie znalazł go całego we krwi, ledwo świadomego. Od tamtej pory mężczyzna każdej nocy miewa koszmary, odzwierciedlające tamte wydarzenia, zawsze takie same. Natomiast dwa lata temu stracił osobę, która była dla niego całym światem, była jego powietrzem.
Stracił ja zanim jeszcze umarła, co nastąpiło niedługo po rozerwaniu jego serca na kawałki.
Świat nie miał o niczym pojęcia, jego fani nie zdawali sobie sprawy, że od tamtej pory, są jedynym co go trzyma przy zdrowych zmysłach, dla nich zwlekał się codziennie z łózka.
Owszem znajomi byli świadomi, ale tylko drugiego zdarzenia, jednak mężczyzna dopuścił do siebie tylko Ashleya. Przyjaciel pomógł mu, już drugi raz pozbierać się choć trochę, przynajmniej na tyle, żeby wrócił do w miarę normalnego życia, choć wiedział ze nigdy nie będzie tak samo.
Z rozmyślań wyrwał go cichy płacz, stanął zszokowany na środku parku i zaczął się rozglądać dookoła. Nie widział nic prócz otaczającego go mroku, rozświetlającego jedynie przed drobne stróżki światła, pochodzące z rzadko rozmieszczonych lamp i upiornie wyglądających o tej porze drzew.
Wciąż słysząc szloch, zaczął cicho iść w kierunku owego dźwięku. Po chwili zauważył jakąś skulona postać siedząca pod jednym z masywnych drzew.
Nigdy nie był zbyt strachliwy, ale stał tutaj w środku nocy, miedzy drzewami w otaczającym go mroku, a parę metrów przed sobą widział skulona postać.
Lekko wystraszony podszedł powoli, słysząc głośniejszy, stwierdził ze kobiecy szloch. - Wszystko w porządku? - kucnął przy dziewczynie, lecz ewidentnie nie wyczuła jego obecności. Dotknął dłonią jej drobnego ramienia. Poczuł jak wzdrygnęła się na ten gest, chyba podobnie wystraszona jak on przed chwila. Ciemna postać siedząca przed nim uniosła swoja głowę i spojrzała wprost w jego oczy. Rozpoznał w dziewczynie, ta "Smerfetkę" o której mówił Ash, ale teraz wyglądała zupełnie inaczej. Przerażone niebieskie, przekrwione i zapłakane oczy spoglądały na niego, włosy były rozczochrane, przez otaczający ich mrok nie mógł dostrzec ich koloru. Makijaż był rozmazany za pewnie od płaczu, który nadal trwał, łzy wydobywały się z oczu dziewczyny, płynąc po jej mokrych policzkach. Widział jak niebieskooka zanosi się kolejnymi falami szlochu. - Wszystko w porządku? Coś się stało? Ktoś cie skrzywdził? - zadał kolejny raz pytanie. Omiótł wzrokiem niebieskowłosą, aby zorientować się jej stanem, na pierwszy rzut oka nie zauważył widocznych oznak uszczerbku na zdrowiu. Minęła dłuższa chwila zanim dziewczyna odpowiedziała. - N-nie, znaczy tak. - wybuchła kolejna salwą płaczu. Przytulił ją bez słowa, poczuł jak drobne dłonie łapią kurczowo skrawek jego bluzy, roztrzęsiona istota po chwili płakała w jego ramionach. Trwali tak przez dłuższą chwile, nastolatka drżała ciągle od szlochu, w końcu poczuł, że zaczęła się stopniowo uspokajać. Gdy zauważył, że już się nie trzęsie, odsunęła się od niego zakłopotana, zauważył lekki szok na jej mokrej od łez twarzy, gdy spojrzała na niego. - Yh.. przepraszam - powiedziała cicho, zachrypniętym głosem. - Spokojnie, a teraz proszę powiedz mi co się stało, bo coś musiało. Jest środek nocy, a ty płaczesz w parku. - spojrzał na nią uważnie i uśmiechnął się pokrzepiająco. - Bo.. - zaczęła, po czym zauważył nowe łzy zbierające się w jej oczach, położył ostrożnie dłoń na jej ramieniu, dodając otuchy. Usłyszał jak dziewczyna bierze głęboki wdech i powoli wypuszcza powietrze. - Uciekł mi ostatni autobus i stwierdziłam, ze poczekam na niego tutaj. Tylko, że dostałam telefon ze szpitala, ż-że, ż-że - Spokojnie. - ścisnął trochę mocniej jej ramie, dając jej wsparcie. - Moi rodzice mieli wypadek, tata nie żyje, mama jest w ciężkim stanie, kazali mi tam jechać, ale ja nie potrafię. Dzień, który miał być najpiękniejszy, stał się najgorszym. - wypuściła słowa ze swoich ust na jednym wydechu, po czym od nowa zaniosła się płaczem. Wokalista, przysunął ja do siebie i przytulił, głaszcząc jej plecy.
Siedział z nią, analizując jej słowa. Doskonale wiedział jak bolesna może być strata bliskiej osoby, ale utrata rodzica, to zupełnie coś innego. Gładził ja po plecach ze współczuciem, czekając aż się uspokoi, lekko kołysząc na boki. - Dziękuję. - wyrwała go z zamyślenia. Spojrzał na nią, wlepiała w niego swoje zapłakane, niebieskie oczy.
- Nie masz za co. - uśmiechnął się lekko, nadal trzymając ją w ramionach. - Przykro mi przez to co się stało. Wiem, że mówienie ci w tym momencie, że będzie dobrze albo że z czasem przestanie bolec, ci w tym momencie nie pomoże, ale możesz mi uwierzyć, któregoś dnia ból przestaje być aż tak nieznośny, proszę nie płacz już. - patrzył na niebieskowłosą zmartwiony. - Dziękuję za te słowa, będę się zbierać do tego szpitala. - odparła dziewczyna stając na równe nogi, przed nim, lekko zachwiała się, zauważył jak oparła swoją drobną dłoń o drzewo łapiąc równowagę. - Wiesz co zawiozę cie do tego szpitala i nie przyjmuje sprzeciwu, jesteś roztrzęsiona, jest środek nocy, nie chce mieć cie na sumieniu. - sam był zdziwiony swoja ludzka postawa, od tak dawna nikim się nie przejmował, nie obchodziło go co się dzieje wokół niego, z obcymi mu ludźmi, ale patrząc na nią, nią mógł postąpić inaczej. - Dobrze, dziękuje. - Chodź, zamówię taksówkę. - uśmiechnął się do niej pokrzepiająco. Zaczął iść z dziewczyna w stronę wyjścia z parku, wyciągnął z kieszeni telefon, po znalezieniu numeru, zadzwonił po taksówkę, po chwili stali przed parkiem czekając na samochód.
Zapadła krępująca cisza. Czuł, że dziewczyna może w każdej chwili znów się rozpłakać, nie dziwił by się jej, postanowił przerwać ta ciszę. - Tak w ogolę, to jestem Andy. - uśmiechnął się lekko, podając jej rękę. - Tak wiem. - spojrzała na niego zawstydzona i zauważył, że próbowała odwzajemnić jego uśmiech, ale wyszedł jej z tego lekki grymas, uścisnęła jego dłoń. - Amanda, miło mi - puściła jego kończynę i objęła się ramionami. Dostrzegł teraz, że nastolatka jest w samej bokserce z logiem jego zespołu.
Ściągnął szybko swoja bluzę, zostając w czarnym cienkim swetrze. Cieszył się, że zdecydował się nie ubierać bokserki, pomógł jej założyć bluzę, choć na początku lekko się sprzeciwiała. Dziewczyna argumentowała się, tym że jemu też będzie zimno, a może zachoruje, w końcu odpuściła.
- Dziękuję - posłała mu półuśmiech. - Fanka? - odparł nagle patrząc na jej koszulkę, oczywiście pamiętał ja dokładnie z koncertu, ale wolał zadać to pytanie,
zachowując pozory.
- A tak - zauważył, że się rumieni, uśmiechnął się znowu lekko do niej. - E dla mnie to kiepski zespół, a wokalista to już w ogóle, nie umie śpiewać, wyje i wyje, jakby rodził jeża - puścił do niej oczko, chcąc ją choć trochę rozweselić, zauważył jak na jej twarz wypełzł leciutki uśmiech rozbawienia, zachichotała co sprawiło uśmiech na jego twarzy..
Ich rozmowę przerwała nadjeżdżająca taksówka, otworzył jej drzwi po czym sam wsiadł do środka. - Jaki to szpital? - zapytał niebieskowłosą. - Em.. Do szpitala Bielańskiego proszę - spojrzał na dziewczynę, która zwróciła się do taksówkarza, jak przypuszczał w jej ojczystym języku, po polsku. Zwrócił znów swój wzrok ku niej, ale ona patrzyła w krajobraz za oknem samochodu. Chciał ja przytulic, sam nie wiedział dlaczego, dodać otuchy, jakoś wesprzeć.
Po chwili taksówka stanęła i zobaczył jak niebieskowłosa sztywnieje, wyjrzał za szybę i zauważył, że są pod szpitalem. Wyciągnął z kieszeni portfel i zapłacił taksówkarzowi. Dał znowu dłoń na ramie dziewczyny i lekko ścisnął.
- Będzie dobrze, chodź, musimy wysiadać. Dziewczyna nic nie odpowiedziała, ale niepewnie wysiadła z pojazdu, zrobił to samo. Stanął obok niej. - Dziękuję, że tu ze mną przyjechałeś, ale możesz już jechać, pewnie jesteś zmęczony, na pewno jesteś zmęczony. Jedz do hotelu, odpocznij, dziękuje za wszystko. - zauważył jak uśmiecha się niepewnie do niego z dziedzicznością.
Mógł dostrzec napięcie w jej ciebie oraz głosie. Widział jak jej ciało lekko drży z nerwów, gdy tylko spoglądała w stronę budynku.
Zrobił swoje, mógł z czystym sumieniem ją tu zostawić, ale czy na pewno?
Zajął się nią w parku, przywiózł bezpiecznie pod szpital, uczynił już i tak więcej, niż dla większości osób ze swojego otoczenia przez poprzednie dwa lata. Nie powinna go w ogolę obchodzić, była obca, ale nie był robotem, był mimo wszystko człowiekiem, który jednak nie potrafił przejść koło niej obojętnie, nawet jeżeli był to środek nocy, w parku, w obcym mu mieście, ba w nieznanym kraju. Powinien już iść, wykonał swoje zadanie, jednakże stał nadal i wpatrywał się w niebieskowłosą, nie wiedząc co robić.
Wrócić do hotelu i iść spać, ewentualnie podając dziewczynie swój numer w razie jakichś problemów, bądź zwykłej rozmowy, czy zostać z nią?
. . .
No i mamy rozdział drugi!
Jak wam się podoba?
Jak myślicie, Andy pojedzie do hotelu, czy zostanie z Amandą?
Dziękuję za wszystkie poprzednie komentarze :)
Miło by mi było jakbyście po przeczytaniu zostawiali komentarz, abym chociaż wiedziała, czy trafiłam w wasz gust.
Widzę statystyki i wiem, że wchodzi tu paręnaście osób.
Miałam wczoraj pilnować siostrzeńca, który ma 7 lat, w sumie zajmowanie się nim to akurat przyjemność.
Stwierdziłam, że pokaże mu jedna z piosenek BVB, padło na "In The End", młody stwierdził, że " fajne" XD.
I jakie było moje zdziwienie, gdy zjechał kursorem myszki na "We Don't Have To Dance", puścił i powiedział mi, że to też lubi i zawsze słucha, śpiewał razem ze mna <3
Chyba rośnie mi mały fan Andyego albo także BVB <3
Ouuu,bardzo,bardzo zajebiste! 😱
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do LBA! ross-lynch-sound-of-silence.blogspot.com/2016/07/liebster-blog-award.html
OdpowiedzUsuńOk, zacznijmy od początku. Wspaniały blog! Przeczytałam wszystko za jednym zamachem, ale dopiero teraz dostałam weny na komentowanie. Na początku bałam się, że to będzie ff w stylu "fanka poznała swojego idola, zakochali się w sobie, założyli rodzinę i żyli długo i szczęśliwie", ale czuję, że tutaj szykuje się coś o wiele lepszego.
UsuńKurczę, Andy jest taki słodki, że próbuje podnieść Amandę na duchu <3
A co do twojego siostrzeńca, to muszę powiedzieć, że ma bardzo dobry gust muzyczny XD
Czekam na next i życzę dużo weny :3
Take care,
Rebel Yell
Co do LBA to dziekuje <3. jutro to ogarnę XD.
UsuńI pewnie to wszystko w jednym rozdziale co nie? XD. Nie no, mam plan na to opowiadanie i mam nadzieje, że się spodoba <3
On ogólnie z tego co widzę słucha wszystkiego, ale i tak śpiewać z nim "We Don't Have To Dance" było uroczo <3
Dziekuje kochana <3