Powinien już iść, wykonał swoje zadanie, jednakże stał nadal i wpatrywał się w niebieskowłosą, nie wiedząc co robić.
Wrócić do hotelu i iść spać, ewentualnie podając swój numer w razie jakiś problemów, bądź zwykłej rozmowy, czy zostać z nią?
- Wejdę tam z tobą i nie, nie jestem zmęczony, chodź już.
- odparł, po czym lekko ja do siebie przytulił, dodając tym samym otuchy. Sam był zdziwiony swoja otwartością w stosunku do niebieskowłosej, po chwili ruszyli w stronę głównych drzwi. Sam fakt, iż odkąd natrafił na dziewczynę w parku, potrafił być ludzki,opiekuńczy dla kogokolwiek. Choć minęły może z dwie, trzy godziny, dla niego to był nie lada wyczyn.
Weszli powoli przez szpitalne drzwi.
Rozejrzał się, zauważył poczekalnie wypełnioną praktycznie po brzegi, mimo tak późnej pory.
Widział ludzi z prowizorycznymi opatrunkami na ciele, z których sączyła się krew, brudząc śnieżnobiałe gaziki i bandaże.
Odsunął dziewczynę na bok, zagradzając swoim ciałem ten widok, chciał jej go oszczędzić.
- Jak się nazywa twoja matka? - spojrzał na nastolatkę niepewnie, nie chciał żeby znów się rozpłakała, jednakże musiał uzyskać tą informacje,żeby dowiedzieć się gdzie maja następnie iść. - Ewa Szczebel.
- Szczebel. - powtórzył w myślach, aby zapamiętać trudną wymowę. Widział ile nastolatce sprawia wysiłku powstrzymywanie łez, ścisnął kolejny raz tej nocy jej ramie, po czym podszedł do recepcji.
- Przepraszam, przywieziono tu z wypadku, em.. Ewę Szczebel? Chciałbym się dowiedzieć w jakiej jest sali. - wiedział, że skaleczył jej nazwisko, ale kobieta siedząca za recepcja, chyba zrozumiała o kogo mu chodzi, bo wystukała coś na klawiaturze komputera i spojrzała na niego.
Przeczesał długimi palcami swoje kruczoczarne, niesforne kosmyki włosów,które już dawno zdążyły wyschnąć w parku. Wpatrując się w kobietę, wyczekiwał informacji. - A Pan z rodziny? - Ja nie, ale ta dziewczyna jest jej córką. - pokazał gestem reki
na niebieskowłosą. - Dobrze. Pani Szczebel jest w pokoju 304, ale aktualnie jest u niej lekarz, mogą Państwo tam iść. - Dziękuję, do widzenia. - Do widzenia. Wrócił do nastolatki i położył już kolejny raz tego dnia, swoją dłon na jej ramieniu. - Twoja mama jest w pokoju 304. Kobieta powiedziała, że możemy tam iść,
ale chwilowo jest u niej lekarz. - Spojrzał na dziewczynę, która tylko skinęła głowa i ruszyła niepewnie w stronę wyznaczonej sali.
Po paru minutach i dwóch piętrach, które przeszli schodami, stanęli pod sala 304, która była uchylona.
Spojrzał na niebieskowłosą, która w tym samym momencie podniosła na niego wzrok. - Nie musisz tam ze mną wchodzić i tak już dużo dla mnie zrobiłeś, choć jestem dla ciebie tak naprawdę obca osoba. - wiedział, że dziewczyna ma racje, ale nie mógł jej zostawić, widział w jakim jest stanie, czuł się odpowiedzialny za nią, chciał żeby czuła w nim wsparcie. - Wejdę z tobą i stanę z boku. - skinęła tylko głowa na znak odpowiedzi, po czym pchnęła delikatnie drzwi i oboje weszli do środka.
W śnieżnobiałej, sterylnej sali, różniącej się znacznie od tych, które zwykł widywać w Stanach, znajdowało się tylko jedno, szpitalne łózko, w którym leżała kobieta w średnim wieku, na swoim ciele oraz twarzy miała wiele opatrunków, na niektórych z nich mógł dostrzec szkarłatne plamy,była podłączona do rożnych aparatur, rurek, słyszał znajome pikanie jednego z urządzeń, które pokazywało puls.
Zauważył lekarza stojącego nad ciałem kobiety, matki dziewczyny.
Spojrzał na Amandę,nastolatka stała w bezruchu, widział jak zaciska wargi w wąska linie, próbując tym samym się nie rozpłakać, ta próba skończyła się fiaskiem, bowiem zauważył jak wyciera znów mokre policzki od łez.
Chciał ja przytulic, ale zanim to uczynił, dziewczyna podeszła do mężczyzny ubranego w biały fartuch. - Jestem Amanda Szczebel, co z moja matka? - dziewczyna odparła po Polsku, przez co mógł tylko wyłapać jej imię i zapewne nazwisko, patrzył na nią i lekarza. - To ja do Pani dzwoniłem. Pani matka jest w ciężkim stanie, zdarzył się wypadek. Pijany kierowca wjechał na skrzyżowaniu, na czerwonym świetle w Pani rodziców. Pani ojciec zmarł na miejscu, a matka została od razu przywieziona tutaj. Opanowaliśmy krwotok wewnętrzny, ale niestety ma rozległe obrażenia, teraz wszystko w rękach Boga i organizmu Pani matki. - nie rozumiał żadnego słowa wypowiedzianego przez mężczyznę, ale zauważył jak Amanda zaczyna płakać, co nie wróżyło nic dobrego. - Może Pani zostać przy matce. W takich okolicznościach byłem zmuszony zawiadomić opiekę społeczna, za pół godziny przyjdę ja ponownie zbadać. - znów usłyszał coś czego nie zrozumiał, po czym lekarz ruszył w stronę drzwi, spojrzał na niego, po chwili mężczyzna wyszedł.
Nie wiedział co ze sobą zrobić, czy podejść do dziewczyny i ja przytulic, wyjść i poczekać na korytarzu, czy może wyjść stad i jechać do hotelu, zostawiając ja i zapominając o całej tej nocy?
Nie, tego ostatniego nie mógł zrobić i tak nie byłby w stanie tego zapomnieć.
Podszedł nieco bliżej, myśląc nad tym wszystkim, co zdążyło się dzisiejszej nocy. Nagle usłyszał zachrypnięty, słabo słyszalny głos, spojrzał na łóżko gdzie leżała kobieta, miała lekko otwarte oczy. - P-przepraszam córeczko, t-twój, twój brat, o-on - powiedziała coś do dziewczyny, po czym usłyszał jak aparatura zaczyna wariować, zwiastując zanikający puls kobiety, niebieskowłosa wybiegła z sali.
Zesztywniał, stał tam i widział jak z kobiety uchodzi życie, chciało mu się płakać. Choć nie znał tych ludzi, to chciało mu się wyć, stał i patrzył to na drzwi, na kobietę, to na aparaturę, która nagle się uspokoiła.
Spojrzał znów na kobietę, patrzyła wprost na niego, nieobecnym wzrokiem.
- Z-zaopiekuj się nią, A-Amanda nie ma nikogo. - powiedziała ledwo słyszalnie.
Przez chwile zastanawiał się, czy naprawdę te słowa wydobyły się z jej popękanych, lekko krwawych ust. - Obiecaj - kobieta kontynuowała, tym razem zauważył poruszające się, spierzchnięte wargi matki dziewczyny. Mógł dostrzec stróżkę krwi wypływającą się z kącika jej ust. Stał sztywno, nie wiedząc co zrobić, zastanawiał się gdzie są lekarze, po których pobiegła dziewczyna.
Jak to miał się zaopiekować nie znana mu dziewczyna?
Rozumiał, że kobieta umiera, ale to nie realne.
Do sali wszedł lekarz z Amanda. - A-Andrew obiecaj - spojrzał na kobietę osłupiały, aparatura znowu zaczęła wariować, wyświetlając brak pulsu. - Obiecuje - sam nie wiedział kiedy te słowa wydobyły się z jego ust, jakby nie były jego, wiedział, że musiał dotrzymać danej obietnicy, ale jak?
Lekarz wyprosił ich z sali, po czym wbiegło do niej jeszcze 2 mężczyzn ubranych w białe kitle oraz podobnie odziana kobieta.
Podszedł do zapłakanej dziewczyny, która patrzyła na drzwi szeroko otwartymi oczami, przerażona.
Przytulił ją do siebie z całej siły, poczuł łzy zbierające się pod powiekami, odgonił je prędko. Wiedział, że nie może sobie pozwolić na słabość. Nie płakał od tak dawna, wyniszczał się od środka, lecz nie potrafił uronić ani jednej łzy, blokował się, sam nie wiedząc dlaczego. A teraz ledwo powstrzymywał napływające łzy. Nie rozumiał jak mógł coś takiego obiecać i skąd ta kobieta znała jego imię, nie rozumiał już nic, przytulał do siebie płaczącą dziewczynę. Bił się z własnymi myślami, miał szczera nadzieje, że zaraz z sali wyjdą lekarze i powiedzą, że ta kobieta żyje i jej życiu nic nie zagraża. Nie wiedział ile tak trwali objeci.
Czy to trwało sekundy, minuty, a może godziny, nie miał pojęcia.
Z sali wyszli lekarze, nie mieli zbyt wesołych min.
Bał się tego co mógł zaraz usłyszeć, bał się tez o dziewczynę, która wyswobodziła już się z jego objęć, lecz nadal stała blisko. Jak tak krucha istota może samodzielnie sobie poradzić w tak okrutnym świecie? - Przykro nam, zrobiliśmy co w naszej mocy. - kolejny raz nie wiedział co powiedzieli lekarze, ale po reakcji dziewczyny, domyślał się co to mogło być.
Niebieskowłosa nagle pobiegła do sali, przepychając się miedzy mężczyznami.
Usłyszał jej głośny płacz, wszedł za nią i zobaczył jak przytula martwe ciało swojej matki, łkając, szarpiąc nim i błagając aby się obudziła, otworzyła oczy. Stał w osłupieniu.
Dziewczyna osunęła się na podłogę, zanosząc się nowymi salwami płaczu.
Podbiegł do niej i przytulił z całej siły.
Wstał z nią i wyprowadził z sali, ciągle tuląc do swojej klatki piersiowej, czuł jak nastolatka drży od emocji, płaczu i tragedii jaka ja spotkała.
Usiedli na krzesełkach pod salą. Kołysał nią lekko, głaszcząc po głowie, aby choć trochę się uspokoiła.
Nie wiedział, dlaczego to robi, dlaczego to wszystko go tak rusza, nie miał pojęcia, ale był świadom tego, że musi się nią zająć.
Nie mógł jej teraz zostawić samej, to by było nie ludzkie.
Znowu nie wiedział ile czasu minęło zanim choć trochę się uspokoiła.
Siedziała wtulona w niego, nadal płacząc. - Przepraszam - podszedł do nich lekarz. Podniósł swój wzrok i spojrzał na niego, zastanawiając się o co chodzi. - Byłbym wdzięczny jakby pan mówił po angielsku, o co chodzi? - odparł do mężczyzny w białym kitlu, nadal trzymając w swoich ramionach ta kruchaistotkę. - Mogę Państwa prosić do swojego gabinetu? - nic nie odpowiedział tylko skinął głowa i wstał powoli razem z dziewczyna, nadal przytulając ja do siebie. Wiedział, ze już trochę się uspokoiła, ale czuł, ze nadal płakała.
Weszli do gabinetu, gdzie czekała nieznana mu kobieta.
Odparła coś po polsku, na co odpowiedział jej stojący koło niego lekarz. Przyjrzał się kobiecie. Była ubrana w elegancki, damski garnitur, pod jej oczami widniały dość duże sińce, zapewnię od zmęczenia. - Nazywam się Anna Polk. Przykro mi przez to co się stało Amando, ale wiem, ze jesteś nie pełnoletnia, dopiero za dwa miesiące ukończysz osiemnaście lat, do tego czasu, zostaniesz w ośrodku wychowawczym. - kobieta odparła chłodno i stanowczo, na szczęście dla niego już po angielsku, przez co mógł ja zrozumieć. Poczuł jak niebieskowłosa sztywnieje w jego ramionach i skula się jeszcze bardziej, zaciskając dłonie na jego koszulce.
Bała się, czuł to, on tez się bal, ale czegoś innego. Bał się aż tak poważnej decyzji, nie miał pojęcia co zrobić. - Amando pojedziesz ze mną. - kobieta podeszła do nich i popatrzyła wyczekująco.
- Ja się nią zajmę, to tylko dwa miesiące, a obiecałem to jej matce przed śmiercią. - powiedział na jednym wydechu.
Sam nie wiedział dlaczego to robi.
Kobieta go o to prosiła, racja, ale mógł zwyczajnie olać jej prośbę, odwrócić się i zapomnieć o całej tej dzisiejszej nocy, ale nie mógł, coś w środku mu nie pozwalało. Wiedział, że to jedyne słuszne wyjście, był tego pewny. - A pan to kto? - zauważył, że kobieta patrzy na niego sceptycznie. - Przyjaciel rodziny. Myślę, że lepiej żeby Amanda była z kimś kogo zna, niż w
nowym, obcym sobie miejscu, bez wsparcia kogoś bliskiego. To źle na nią wpłynie po takiej tragedii. - nie miał pojęcia, jak te słowa pojawiły się w jego ustach, nie wiedział co tak naprawdę robi, ale musiał to powiedzieć.
Zaśmiał się w duchu, "kogoś kogo zna, kogoś najbliższego", no ale chyba lepszy on, niż jakiś ośrodek. Spojrzał wyczekująco na kobietę. - Jak pan się nazywa? - Andrew Biersack. - Musze to skonsultować, przepraszam na chwile. - kobieta wyszła z pomieszczenia. Usiadł z dziewczyna na szarej sofie pod ścianą, poczuł ze zesztywniała, wpatrując się w okno.
Po dłuższej chwili kobieta weszła do pomieszczenia, wstał automatycznie i zrobił kilka kroków ku niej, zostawiając niebieskowłosą na kanapie. -Niech będzie, nasze placówki są niestety zapełnione, wiec i tak byłby kłopot, z tym gdzie ja umieścić, ale musi Pan podpisać papiery, że zostaje Pan prawnym opiekunem Amandy, że jest Pan w stanie się nią należycie zająć i zapewnić jej, przez ten okres stabilizację i bezpieczeństwo. - Oczywiście, podpisze co będzie trzeba. Kobieta wyciągnęła z torby dokumenty, położyła je na biurku i spojrzała na niego. - Zapraszam - wskazała na plik papierów. Podszedł do niego i spojrzał na kartki.
Zastanawiał się co właśnie wyprawia? Chyba postradał zmysły.
Miał wziąć odpowiedzialność za kogoś, miał się zaopiekować ta dziewczyną, był przerażony. Sam był tylko nieco starszy od nastolatki.
Prawny opiekun!? Spojrzał na Amandę, nadal siedziała wpatrzona nieobecnymi oczami w okno.
Wątpił, że dziewczyna słyszy co się wokół niej dzieje, zobaczył jak łzy powoli zaczynają płynąc po jej policzku, a ona nie zwraca na to uwagi.
Wpatrywała się ślepo w okno. Bił się z myślami. Nie mógł jej teraz zostawić, straciła w tak młodym wieku rodziców. Zważywszy na to, że własnie miał podpisywać dokumenty, uprawniające go do zaopiekowania się tą drobną istotą, wątpił ze nastolatka ma jeszcze jakąś rodzinę.
Wiedział, w tej chwili był pewny, że to jedyne słuszne wyjście. Wziął długopis leżący koło kartki i dał wszędzie gdzie wskazała mu kobieta swoją parafkę, podpis który zmieni jego życie na zawsze. - Dziękuję. Musi się Pan z nią stawiać co 2/3 dni, w naszej głównej siedzibie zważywszy, że jest Pan muzykiem, musimy mieć pewność, że dziewczyna ma odpowiednie warunki. - spojrzała na niego wymownie. - Dobrze, tylko jest jeden problem. Z zespołem, mamy teraz trasę po Polsce, będziemy w tym kraju jeszcze około 2 tygodni. - To nie problem, w każdym mieście mamy swoje placówki, podam panu telefon i adres strony internetowej, ma Pan tam wszystkie adresy. Po tych dwóch tygodniach, jeżeli wszystko będzie bez zarzutu, damy Państwu spokój. Jest Pan i tak osoba publiczna, wiec jeżeli coś byłoby nie tak z dziewczyna, wierze ze media szybko o tym poinformują świat, jednakże będziemy telefonować do Pana przynajmniej raz w tygodniu. - kobieta napisała na kartce ciąg cyfr i adres strony internetowej, po czym podała mu je. - Proszę się nią należycie opiekować. - powiedziała, po czym wyszła, dając mu jedna z kopii, które podpisał, wsunął ja do plecaka, który miał na ramieniu.
Było to dla niego trochę dziwne, że bez praktycznie żadnych problemów, dali mu opiekę nad dziewczyną.
Miał na sobie tylko czarny, znoszony dres, niedomyty makijaż oczu i zapewne jego włosy były w nieładzie, do tego muzyk.
Mógł równie dobrze być gwałcicielem, morderca, a nawet kosmita. Niby kobieta mówiła, że nie maja miejsc, ewidentnie chciała się szybko pozbyć Amandy, co wywołało u niego złość przeplataną ze smutkiem, sam nie wiedział dlaczego.
Westchnął ciężko. Pomyślał, że ten kraj jest cholernie dziwny.
Podszedł do niebieskowłosej i kucnął przed nią, pozwolił sobie dać dłonie na jej kolana.
Dziewczyna wstała zapłakana i spojrzała na mężczyznę, automatycznie wziął ją w swoje ramiona, pozwalając się tym samym wtulić.
- Chodź, musimy już iść. - Gdzie? - odparła zdziwiona i spojrzała na niego, jeszcze trochę nieobecnym wzrokiem. - Zabieram cie do hotelu, musisz się odświeżyć i w końcu położyć spać, to był długi dzień, chodź. Dziewczyna wstała bez słowa, pożegnali się z lekarzem, który poinformował ich do kiedy mogą odebrać ciała z kostnicy, po czym ruszyli śnieżnobiałymi korytarzami w stronę wyjścia.
Gdy byli już na zewnątrz, dziewczyna jakby wyrwana z własnych myśli, odezwała się. - Jak to do hotelu? Gdzie ty mnie zabierasz? - Nic nie słyszałaś? Jestem twoim prawnym opiekunem, mam się tobą zająć przez najbliższe dwa miesiące - spojrzał na dziewczynę poważnie. Wyjął telefon i zadzwonił po taksówkę w międzyczasie, kiedy nastolatka stała zszokowana i przyswajała jego słowa, sam się dziwił, że mówił o tym tak spokojnie. - Że co!? - wydarła się patrząc na niego, jakby właśnie poinformował ją, że Ziemia nie kreci się wokół Słońca. - A no to. A teraz już chodź, bo samochód przyjechał. - wsiedli do taksówki. Widział, że dziewczyna nadal nie wierzy, w to co przed chwila jej zaserwował. Jechali w zupełnej ciszy, po chwili znaleźli się już pod hotelem, zapłacił taksówkarzowi odpowiednia kwotę. Wysiedli, po czym ruszyli w stronę budynku. Wchodząc do hotelu zostawił dziewczynę w holu i podszedł do recepcji, zameldował ją u siebie w pokoju bez żadnych większych problemów, po czym podziękował i wrócił do niebieskowłosej. Ruszyli w stronę wind, wjechali na 4 piętro budynku, które było całe zarezerwowane dla zespołu i osób, które z nimi podróżowały.
Weszli do pokoju muzyka, po czym dziewczyna usiadła na jednym z foteli i w końcu się odezwała.
- Ale dlaczego? Dlaczego to robisz? Jestem dla ciebie kimś zupełnie obcym. Jesteś jebana, światowa gwiazda i chcesz się mną zając?- wybuchła. Widział, że to dla niej zbyt wiele informacji jak na jeden dzień. -Dlaczego? - odparła spokojniej. Patrzyła na niego tymi swoimi dużymi, przekrwionymi od wielogodzinnego płaczu, niebieskimi oczami. Westchnął ciężko. - Sam nie wiem, obiecałem to twojej matce, wiec to robię. Też jestem zszokowany tą dzisiejsza nocą, jeszcze parę godzin temu cie nie znałem, a teraz jestem twoim opiekunem. Wiem jednakże, że to jedyne wyjście moja droga. Nie zostawię cie w jakimś zakładzie, czy placówce i nie zniknę z twojego życia, zostawiając cie sama na pastwę losu. - nie mógłbym, ostatnie dwa słowa dodał w swoich myślach, patrzył na nią, a ona na niego. W jej oczach mógł dostrzec niewyobrażalny ból, zmieszany ze zdziwieniem,wdzięcznością i czymś jeszcze, czego nie był w stanie rozpoznać. - Jak to będzie wyglądać? - Pojęcia nie mam. - zaśmiał się nerwowo i usiadł na łózko naprzeciwko dziewczyny. - Wiem tyle, że muszę wszystko jakoś przekazać chłopakom, no i wieczorem stad wyjeżdżamy. Prawdopodobnie kolejny koncert jest w em.. - przerwał na chwile aby pomyśleć. - Krakowie, o ile dobrze pamiętam. Załatwię pogrzeb i inne tego typu sprawy jutro, nie martw się o nic. - przerwał i spojrzał na nią.
Chciał jutro gdzieś ją zabrać, jeszcze przed pogrzebem, aby choć przez moment mogła się odstresować. Przestać myśleć o tym co się stało. Pragnął zająć czymś jej myśli, wiedział że nie mogła siedzieć bezczynnie, sprawiłoby to jeszcze większe złe samopoczucie u dziewczyny.
- Umyjesz się i położysz spać, zbyt dużo dziś przeszłaś. Będziesz spać w moim łóżku, a ja się położę na sofie w salonie, dam ci tez coś do spania i chyba przez te 2 miesiące będziesz z nami w trasie, nie wiem. Chyba, że wolisz zostać u siebie w domu po tych 2 tygodniach trasy w Polsce?- spojrzał na nią ze współczuciem i troska, sam nie wiedział dlaczego. - Dziękuję, dziękuję ci za wszystko co dla mnie zrobiłeś i robisz. Nie wiem czy jestem w stanie wejść do tego domu, zbyt dużo wspomnień.
- Spokojnie, jeszcze trochę czasu, będziemy się zastanawiać gdy przyjdzie na to odpowiednia chwila. Jesteś może głodna? - próbował omijać temat jej rodziców i całej dzisiejszej nocy. - Nie, raczej nic nie przełknę, ale z chęcią bym się omyła i położyła spać. - Nie ma problemu, zaraz dam ci coś do spania. - wstał z łóżka, podszedł do szafy.
Stojąc na przeciwko drzwi, przeczesał swoimi palcami włosy, zaczesując je przy tym do tylu. Pogrzebał chwile w szafie i wyciągnął jedna z koszulek z logo zespołu i krótkie, dresowe spodenki, podał je dziewczynie, która już wstała z fotela.
Nagle ziewnął oznajmiając tym swoje zmęczenie, spojrzał na dziewczynę i się uśmiechnął.
- Koszulka pewnie będzie za duża o parę rozmiarów, nie wiem jak spodenki, ale nie mam nic innego, jutro pojedziemy po twoje ubrania. - To nic, dziękuje ci, poradzę sobie i jeszcze raz dziękuje, za wszystko, gdyby nie ty, nie wiem co by teraz ze mną było. Dziękuje, naprawdę dziękuje. - widział, ze dziewczyna jest znowu bliska płaczu. - Ej spokojnie, zrobiłem tyle ile mogłem i proszę nie dziękuj mi już, bo się dziwnie czuje. - uśmiechnął się do niej lekko, co odwzajemniła.
-Ja wyjdę na chwilę, muszę coś załatwić, a ty się w spokoju umyj. - kolejny raz posłał jej swój uśmiech i wstał.
Usłyszał dźwięk zamykanych drzwi, po czym sam wyszedł z pokoju.
Udał się do tymczasowego lokum Asha, które było na przeciwko jego pokoju.
Zaczął walić w drzwi. Doskonale znał Basistę i wiedział, ze jeżeli był zmęczony, bądź nawalony, ewentualnie jedno i drugie, to inaczej za żadne skarby tego świata nie zwlecze się z łózka.
Walił w drzwi przez blisko 5 minut. Dziwił się, że nie obudził reszty ekipy.
W końcu usłyszał jakieś dźwięki, dokładniej huki za drzwiami i siarczyste "fuck!", po czym drzwi się otworzyły i automatycznie wybuchnął śmiechem.
Stał przed nim, nie Ash, lecz CC.
Przyjaciel miał na czole wielkiego różowego penisa, był rozebrany od pasa w górę. Zdezorientowane spojrzenie mężczyzny, rozbawiło go jeszcze bardziej.
Wychylił się za perkusisty i zauważył porozrzucane po pokoju puste butelki wódki, miedzy którymi siedził Jake. Zauważył także Jinxxa, który spał nagi na łóżku, okryty jedynie w intymnym miejscu czarną peruką.
Następnie rzucił mu się w oczy Ash. Jedynie Jake zachowywał poziom.
Nie wytrzymał i rzucił się na łóżko wybuchając śmiechem.
Na łóżku obok Jinxxa, bez koszulki i w różowej spódniczce siedział basista, włosy mężczyzny były w krwawicie czerwonym kolorze, zauważył że to nic innego, jak peruka. Pomyślał, że nieźle się musieli bawić bez niego. - Kurwa ty żyjesz! Chłopie dzwoniliśmy do ciebie cała noc, co ty odjebałeś Martwiliśmy się! - żalił mu się Basista. - No właśnie widzę, w ogóle to niezłe wdzianko, może wystąpisz tak na następnym koncercie? Do twarzy ci, fanki byłyby wniebowzięte. - zaczął się śmiać. Patrzył na chłopaków, których wzrok wędrował po sobie. - Dziwki już wyszły? Tak zmysłowo tańczyły - zapytał się Ash głosem pełnym zawiedzenia, drapiąc się po swoich nowych włosach.
- No chyba, bo żadnej nie widzę, ale zostawiły ci na pamiątkę spódniczkę i piękne włoski. - zaczął się śmiać Jinxx, po chwili reszta dołączyła do niego. - Dobra stary co się z tobą działo? Serio, szukaliśmy cie, a później wylądowaliśmy tu - spojrzał na niego CC, czekając na odpowiedz. - No właśnie ja w tej sprawie i zmyj tego kutasa z czoła, bo się nie mogę skupić, a to dość poważna sprawa.
Perkusista spojrzał na niego nie wiedząc o co chodzi, przejechał ręką po czole i zobaczył różowy ślad na dłoni. - Kurwa. - wyszedł do łazienki,odprowadzony śmiechem przyjaciół, po czym wrócił już bez niespodzianki.
- Co się tu działo? - Andy spojrzał na przyjaciół. - Jednak nie chce wiedzieć. - Wybuchnął śmiechem. - Dobra mów. - ponaglił go CC.
Wziął głęboki wdech, po czym powoli wypuścił powietrze, przypominając sobie dokładnie wydarzenia z dzisiejszej nocy, zbladł. Po krotce opowiedział chłopakom co się wydarzyło odkąd wyszedł z klubu, w którym mieli koncert, aż do momentu zapukania do ich drzwi.
Gdy wspominał o śmierci rodziców dziewczyny i całej tej sytuacji, widział w oczach przyjaciół współczucie i smutek. - No i młoda bierze prysznic aktualnie, a ja zostałem jej opiekunem, będzie z nami w trasie po Polsce przez te 2 tygodnie, a później się zobaczy, to tyle. Wiem jak to brzmi, ale nie mogłem jej zostawić. - spojrzał na nich bojąc się odpowiedzi. W końcu to tez ich zespół i trasa, zawsze uzgadniali ze sobą, jak miał z nimi jechać ktoś nowy, a teraz on wyparował z tym pomysłem, w sumie postawił ich przed faktem dokonanym. - Że co zrobiłeś? Jakim kurwa opiekunem? Przecież, ty się nie umiesz sam sobą zająć! - spojrzał na niego dziwnie Jake. - Przecież ją trzeba karmić, ubierać, trzymać za rękę przy przechodzeniu przez ulice! - wszyscy popatrzyli na Asha. - To nie jest niemowlak człowieku, ona ma prawie 18 lat. - nie miał już siły do swojego przyjaciela, mimo iż wiedział, że ten jest pijany.
Ash był czasami takim idiotą, co było zaskakujące, bo gdy sytuacja tego wymagała, to w ułamku sekundy potrafił stać się najbardziej odpowiedzialnym i spokojnym człowiekiem jakiego znał, nie rozumiał go, ale cóż przynajmniej czasami mieli z niego ubaw.
- Nie no ja nie mam nic przeciwko, chłopaki chyba też, nie? - powiedział CC.
- Bedziemy o nią dbać, żeby się przypadkiem nie zgorszyła - odpowiedział Jinxx, który zdążył się już przebudzić.
- No z nami to troche jej współczuje - zaczął się śmiać, po chwili reszta dołączyła do niego. - Dobra to ja wracam do siebie, jutro ją poznacie. A i Ash, ta dziewczyna to ta "Smerfetka" - odparł i widząc miny swoich przyjaciół i oczywiście basisty opuścił pomieszczenie, lekko się śmiejąc.
Przeszedł przez korytarz na druga stronę, przejechał karta przez czytnik i wszedł do zajmowanego przez siebie i aktualnie niebieskowłosą pokoju. Zamknął za sobą drzwi i ruszył w stronę sypialni. Zauważył, że dziewczyna nadal jest w łazience. Postanowił na nią poczekać, aby poinformować, ze już wrócił.
Nagle usłyszał głośny huk, po czym nastąpiła przeraźliwa cisza. Pobiegł w stronę owego dźwięku - łazienki. - Amanda wszystko Okej?
Zaczął pukać w drzwi, nie dostając jednak odpowiedzi, wszedł do środka.
Stanął nie wiedząc na początku co robić. Dziewczyna leżała nieprzytomna, na zimnych, łazienkowych płytkach. Pukle niebieskich włosów otaczały jej przeraźliwie blada twarz.
Koło nastolatki zauważył zerwana półkę i porozrzucane po małej, hotelowej łazience, kosmetyki. Otrząsnął się i podbiegł do nastolatki.
Opadł przy niej na kolana i sprawdził czy oddycha, po czym próbował ja ocucić.
(...)
No to mamy rozdział trzeci!
Męczyłam się z poprawianiem go parę godzin, jeżeli są jeszcze jakieś literówki, to wybaczcie!
Podoba się?
Lubicie takiego Asha?
I jak myślicie co takiego spotkało Andyego w przeszłości?
Mile widziane komentarze, chce wiedzieć co sądzicie, o mojej chorej wyobraźni XD
To zdjęcie jest takie urocze, że musiałam je dodać <3
Musiałam co chwilę wyłączać telefon, by nie obudzić rodziców moim śmiechem :D Gdy sobie wyobraziłam Comę z różowym waakiem na czole to myślałam, że się zapowietrzę XD Do tego te "mądrości życiowe pijanego Ashley'a... Coś pięknego XD
OdpowiedzUsuńKurde, dlaczego musiałaś urwać w takim momencie? -.- Ten ostatni akapit nie daje mi spokoju ;-;
Czekam na next i dziękuję za odpowiedź na moją nominację ^.^
Take care,
Rebel Yell
Cieszę się, że ci się podoba :D. No co? BVB, to wesołe chłopaki XDDDDD.
UsuńWłaśnie dlatego, żebyś czekała i myślała czy ona żyje, czy może uśmierciłam główną bohaterkę w 3 rozdziale (normalnie jak w grze o tron), a Andy będzie żył ze zwłokami? Kto wie, kto wie :D.
Nie ma za co <3
Halo, mistrz w swoim fachu. XD Zastanawiam się jak trzeba mieć chorą wyobraźnię w głowie, żeby wymyślić coś takiego. XD
OdpowiedzUsuńJest po prostu boskie. 😄