Rozdział dedykowany Rebel Yell, która mnie męczyła abym w końcu go poprawiła i dodała, wiec proszę <3
+16
Fragmenty rozdziału mogą zawierać drastyczne bądź obrzydzające sceny.
(...)
+16
Fragmenty rozdziału mogą zawierać drastyczne bądź obrzydzające sceny.
Perspektywa Amandy
Dziewczyna oszołomiona dzisiejszym dniem, weszła do łazienki, uprzednio zamykając za sobą drzwi, spojrzała w lustro, przeraziła się swojego odbicia.
Po jej starannie wykonanym makijażu nie było śladu, zostały tylko czarno-niebieskie smugi na policzkach. Jej perfekcyjnie opięte błękitne włosy, były aktualnie potargane i w nieładzie, wyglądała jednym słowem okropnie.
Westchnęła ciężko, nadal nie wierzyła w to co się dzisiaj stało.
Ściągnęła z siebie powoli ubrania, ułożyła je starannie na jednej z hotelowych półek koło prysznica. Weszła do kabiny, zamknęła ją za sobą, odkręciła gorącą wodę. Oparła swoje plecy o zimną ścianę, jej ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz, opuściła się po łazienkowych kafelkach w dół, usiadła na posadzce prysznica zaczynając już kolejny raz tego dnia, płakać.
Nie wierzyła w to wszystko.
Czasami naprawdę nienawidziła swoich rodzicieli, byli w stosunku do niej okropni.
W swoim krótkim życiu, przez nich doświadczyła ogromnego bólu, ale to byli jej rodzice.. Nie wyobrażała sobie pobudki rano i nie ujrzenia ich twarzy, nie ujrzenia ich już nigdy więcej.
Zanosiła się ciągle nowymi salwami płaczu, siedząc naga na zimnej podłodze, czując jak krople cieplej wody spływają po jej ciele, twarzy mieszając się ze łzami. Widziała jak leniwie płyną po szramach na jej udach.
- Co teraz będzie? - zadawała sobie to pytanie ciągle w myślach, stało się dla niej przekleństwem, siedzącym nieustannie w jej głowie.
Dlaczego jej matka, wpadła na to, żeby kazać Andyemu się nią zająć, nie rozumiała tego. Było tyle nie zadanych pytań, na które nigdy miała nie dostać odpowiedzi.
Nie miała pojęcia, co jej matka chciała jej powiedzieć o Adamie, nie mogła o tym zapomnieć, tęskniła za bratem, jednakże wiedziała, że mężczyzna już nigdy nie wróci,że nie będzie jej dane go choćby ostatni raz ujrzeć, nie miała już nikogo.
Zakryła twarz rękoma, to zbyt wiele dla niej.
Zastanawiało ją dlaczego wokalista się na to wszystko zgodził. Jest gwiazda światowego formatu, po co mu jeszcze ona.
Targały nią przeróżne emocje.
Zmarli jej rodzice, jedyni ludzie jakich miała, była na koncercie ulubionego zespołu, ba właśnie siedzi pod prysznicem wokalisty owego bandu, żeby było śmieszniej od dziś jest jej prawnym opiekunem.
Zaśmiała się gorzko
- Nie wierze w Boga, ale jeżeli gdzieś tam jesteś,to kurwa musisz mieć niezły ubaw ze swojego dzieła. Normalnie stary jak jakaś słabo wyreżyserowana telenowela, rodem z Turcji. To lepiej odłóż pierdolony popcorn, bo to moje pierdolone życie. - odparła gorzko sama do siebie, dusząc się od płaczu.
Nie wierzyła w to co ją spotkało.
Miała nadzieje, że zaraz obudzi się w swoim pokoju, swoim łóżku, w czarnej pościeli, wyrwana ze snu przez nieznośny budzik, ale nic takiego miało nie nadejść.
Zwlekła się z podłogi i zaczęła namydlać swoje ciało znalezionym żelem, pachniał lawenda. Przypuszczała, że należy do bruneta, bo te hotelowe zawsze śmierdziały albo były o zbyt słodkim zapachu i śmiesznej wielkości kciuka.
Lawendowa woń roznosiła się po kabinie. Zamknęła oczy i delikatnie sunęła dłonią po swoim ciele, mogła odczuć jak owy płyn sprawia, że jej skóra staje się znacznie delikatniejszą. Ten zapach doszedł do jej nozdrzy i rozluźniła się automatycznie, przypominając jak parę godzin temu tkwiła w ramionach bruneta, który właśnie tak pachniał, poczuła się bezpiecznie. Teraz też jej mięśnie automatycznie się rozluźniły, czując ową woń, nie wiedziała dlaczego tak jest i na czym to polega, ale czuła się przez chwile spokojniejsza.
Spłukała dokładnie swoja skore, po czym zmyła resztki makijażu, umyła jeszcze włosy i wyszła spod prysznica.
Wytarła się i ubrała daną jej przez Andyego koszulkę, była o wiele za duża, sięgała jej do kolan. Założyła bieliznę i przymierzyła spodenki, które od razu spadły z jej bioder, choć je uprzednio zawiązała ciasno w pasie. Westchnęła ciężko i złożyła owe spodnie kładąc na szafce. Stwierdziła, że skoro i tak koszulka sięga jej do kolan, to nie będzie aż tak krępująco i tak nie powinno nic widać.
Przejechała koniuszkami palców, po grubych śladach od żyletek na swoich udach, żałowała decyzji, które podjęła w przeszłości, wtedy było to jej jedynym ratunkiem, od beznadziejnej egzystencji, później poznała muzykę, zatraciła się w niej, to właśnie ona stała się jej ratunkiem. Żałowała każdego razu sięgniętego po te ostre narzędzia ale wiedziała, ze czasu już nie cofnie.
Przerażał ją fakt, że czuła niewyobrażalną potrzebę zadania sobie bólu, jednakże wiedziała, że nie może się poddać, nie mogła upaść.
Westchnęła kolejny raz i już ubrana spojrzała na swoje odbicie, nie poznawała tej osoby. Patrzyła na nią para niebieskich, przerażonych oczu. Bała się, cholernie się bała, została sama na tym świecie. Poczuła jak jej gardło powoli zaciska się, brała coraz głębsze oddechy, jednakże to nie pomagała, nie mogła złapać tchu, z jej oczu ciekły łzy strachu, obraz coraz bardziej się rozmazywał, dusiła się.
- Kolejny atak paniki, proszę nie. - pomyślała, po czym poczuła jak robi się jej słabo, oparła się o szafkę i runęła razem z nią na podłogę.
- Boże Amanda obudź się, Amanda, błagam. -dobiegł do niej jakby z oddali znajomy głos, otworzyła powoli, z nie małym wysiłkiem ciężkie powieki.
Wciąż leżała na posadzce w łazience, nie wiedziała co się stało.
Nad nią klęczał Andy, z przerażeniem wypisanym na twarzy, jego niebieskie oczy były pełne zmartwienia.
- Wszystko dobrze? Co się stało? Zadzwonię po karetkę. - zauważyła, że czarnowłosy zaczyna panikować.
- Nic mi nie jest, musiałam zemdleć. Nigdzie nie dzwon, lepiej się już czuję.- próbowała wstać, ale zachwiała się i opadła wprost w ramiona mężczyzny. Czując znów woń lawendy, rozluźniła się.
- Własnie widzę.
Poczuła silne dłonie mężczyzny pod swoim karkiem oraz kolanami, po chwili została oderwana od ziemi, chłopak niósł ją w stronę łóżka.
Poczuła miękki materac pod sobą, przytuliła się do świeżej, śnieżnobiałej pościeli, która była jak wybawienie po ciężkim dniu.
Spojrzała na bruneta, nadal zmartwionego, stojącego nad nią.
- Czegoś ci potrzeba? - założył ręce na piersi, patrzył na nią tymi dużymi, zmartwionymi, niebieskimi tęczówkami.
- Nie, jest dobrze - nie mogła od niego odwrócić wzroku, wstydziła się go, ale była mu wdzięczna za wszystko.
- W takim razie idziemy spać, jakbyś czegoś potrzebowała to wołaj, będę w salonie. - brunet kierował się już w stronę łazienki, zapewne aby wziąć prysznic.
- Andy?
- Tak? - odwrócił się od razu słysząc jej głos.
- Dziękuję ci za wszystko. - uśmiechnęła się lekko do niego.
- Już mówiłem, przestań mi dziękować, możesz się odwdzięczyć nie mdlejąc już. - odwzajemnił jej uśmiech.
- A za to przepraszam - zmieszała się lekko.
- O matko, jak nie dziękuje, to przeprasza - zakrył dłońmi twarz. Zauważyła, że mężczyzna udaje załamanego, po chwili lekko się zaśmiał i uśmiechnął w jej stronę. - A teraz marsz spać!
- Tak jest! - zasalutowała i posyłając mu uśmiech wdzięczności, zamknęła powieki.
Po chwili usłyszała lecącą wodę spod prysznica, oddała się w upragnione objęcia Morfeusza.
Biegła boso w białej, zwiewnej sukience przez łąkę.
Czuła rozdzierającą ją od środka radość, czyste szczęście. Wszystkie smutki i zmartwienia uszły z niej, odpłynęły daleko, zostawiając niebieskowłosą w spokoju.
Pod jej stopami zapadała się lekko wilgotna, delikatna i intensywnie zielona trawa, która muskała jej blade łydki. Niebo nad jej głową było bez chmurne, słońce świeciło i przyjemnie otulało jej nagie ramiona, czuła jak delikatnie jego promienie opadają na jej skórę.
Biegła przed siebie, obracając się co chwilę wokół swojej osi tańcząc, czuła euforię rozsadzająca ją od środka.
Nagle poczuła jak jej stopy bardziej zapadają się w czymś mokrym i kleistym, potknęła się o coś twardego, śliskiego i runęła na kłującą trawę, raniąc swoje delikatne ciało.
Podtrzymała się dłońmi i spojrzała w dół.
Jej śnieżnobiała suknia, była pokryta czerwonoczarną cieczą, w której niebieskowłosa aktualnie klęczała, a długie palce zatopione były w burgundowej szorstkiej, kłującej jej dłonie - trawie. Spojrzała za siebie przerażona, aby sprawdzić o co się przewróciła.
Zaczęła histerycznie krzyczeć, czołgać się na łokciach do tyłu jak najdalej mogła, bardziej brudząc swoje ciało błotem i krwią.
Przed sobą widziała przerażające, rozkładające się, sine zwłoki swojego starszego Brata.
Larwy leniwie wypełzające, z jego rozciętego zakrwawionego i ropiejącego brzucha.
Widziała jak ciemnoczerwona ciecz, miesza się z żółtą, tworząc swego rodzaju mieszaninę dwóch pysznych kremów, dla owadów, które tylko czekały aby skosztować tego przepysznego dania.
Mogła dostrzec jego wnętrzności, zjadające jego jelita, jak najlepsza potrawę, robaki o rożnych rozmiarach. Czuła nieprzyjemny zapach bijący od zwłok. Chciała krzyczeć, ale nic nie wydobyło się z jej gardła. Zauważyła jak usta mężczyzny otwierają się i powoli wypełza z nich wielki, czarny skorpion.
Próbowała wstać i uciec, ale poczuła pod swoimi dłońmi coś miękkiego, odwróciła się i tym razem krzyknęła na całe gardło.
Przed sobą widziała, swoich rodziców, ich rozczłonkowane, krwawiące ciała. Kawałki zwłok zszyte jak dzieło sztuki ze sobą, tworząc ludzki totem mieniący się czerwienia krwi, brązem i zielenią.
Widziała jak twarz jej ojca w grymasie uśmiecha się do niej, ukazując idealny zgryz odciętej głowy, zszytej z brzuchem jej matki. Miała wrażenie, że zaraz jego usta porusza się i coś do niej powie.
Widziała jak twarz jej ojca w grymasie uśmiecha się do niej, ukazując idealny zgryz odciętej głowy, zszytej z brzuchem jej matki. Miała wrażenie, że zaraz jego usta porusza się i coś do niej powie.
Zaczęła płakać, nie miała gdzie uciec.
Z zielonej łąki, w ułamku sekundy, nagle zrobiło się pełne kawałków ciał, krwi, błota i padliny nieznane jej miejsce, przepełnione bólem i strachem.
Poczuła jak ktoś nią potrząsa i woła.
Do jej nozdrzy doszła lawendowa woń, uspokajając trochę przerażone i szaleńczo bijące serce.
Otworzyła oczy i zauważyła, że jej policzki są całe mokre od łez.
Po obrazie, który przed chwila śniła nie było już śladu. W zamian za to, pojawił się pokój hotelowy i Andy, siedzący w spodniach dresowych oraz koszulce, trzymający ją w swoich ramionach. Mężczyzna próbował ją uspokoić.
Mogła dostrzec zmęczenie w jego oczach, niepokój i swego rodzaju, troskę?.
Mogła dostrzec zmęczenie w jego oczach, niepokój i swego rodzaju, troskę?.
Spojrzała na wokalistę siedzącego z nią na łóżku.
- Krzyczałaś, to tylko zły sen, spokojnie, to tylko sen. - przytulił ją mocniej do siebie, a ona poczuła że nadal z jej oczu wydobywają się łzy.
- To tylko sen - powtórzyła za nim jak mantrę.
Wtuliła się w ciało mężczyzny.
Ciepło bijące od niego oraz lawendowa woń sprawiły, że zaczęła się uspokajać i powoli nieprzyjemne fragmenty ze snu, ulatniały się z jej umysłu, a sam koszmar stał się niewyraźnym wspomnieniem.
Nie wiedziała, czy siedzieli tak parę minut, czy godzin ale zauważyła, że jej powieki znów robią się ciężkie. Położyła głowę na ramieniu bruneta i zaczęła ponownie odpływać.
Poczuła jak chłopak powoli kładzie ją znów na łóżko, po chwili nie odczuwała już ciężaru jego ciała na materacu. Brak czarnowłosego sprawił, że otworzyła przerażona oczy, złapała go pośpiesznie za nadgarstek.
- Andy, proszę zostań przy mnie, boje się. - powiedziała ledwo zrozumiale, jej ciało nadal było napięte, a ona sama czuła strach po owym koszmarze.
- Oczywiscie, ale spij już proszę. Nie lękaj się, jestem przy tobie. - powiedział z wyczuwalną troską w głosie.
Dotknął jej włosów, gładząc je przez chwile, po czym zabrał rękę. Ten gest był tak delikatny, że zastanawiała się, czy go sobie nie wyśniła.
Poczuła jak materac na drugim końcu łóżka ugina się. Uspokoiła się na myśl, że mężczyzna jest przy niej, choć dzieliło ich prawie całe łóżko. Czując zapach wokalisty, zrobiła się spokojniejsza.
Nie wiedziała czemu, ale przy nim czuła się bezpieczniej.
Najpierw w parku, gdy ja znalazł, następnie w szpitalu gdy dowiedziała się o śmierci rodziców, przy kolejnym ataku paniki, gdy obudziła się na zimnych kafelkach i teraz. Czując jedynie wilgoć pod powiekami i mokre policzki oraz won lawendy, która biła z ich ciał i indywidualny zapach Andyego, zasnęła.
Promienie słoneczne zaczęły razić ją w oczy, przyłożyła do nich dłoń i otworzyła powoli powieki. Nie wiedziała gdzie się znajduje.
Nie obudziła się w swoim pokoju, nie rozpoznawała ścian, łóżka,przerażona rozejrzała się po pomieszczeniu. Po chwili wspomnienia z poprzedniego dnia uderzyły w nią, jak fala tsunami.
Miała ochotę rozpłakać się ten kolejny raz.
Wiedziała, że nie może sobie na to pozwolić. Musi żyć, musi sobie poradzić, nie może się załamywać, musi być silna. Otarła samotną łzę spływająca po jej policzku.
- Gdzie jest Andy? - powiedziała sama do siebie, zauważając, że pomieszczenie jest puste, brak śladu wokalisty i jego rzeczy, jego obecności, tylko małe wgniecenie po drugiej stronie łóżka.
Wstała i zobaczyła na stoliku nocnym kartkę. Uśmiechnęła się gorzko, była pewna, że ujrzy na niej, coś w stylu:
- " Pokój opłacony jest do 12, teraz musisz sobie radzić sama, trzymaj się. "
Podniosła skrawek papieru, ale nic podobnego tam nie znalazła. Przeczytała starannie napisane litery na kartce.
- " Śpiąca królewno, ostatni raz z tobą śpię!
Nawet jak mnie będziesz błagać! Prawie spadłem przez ciebie z łóżka i kopiesz w nocy, jak można kopać taką gwiazdę jak ja! :D
A teraz na poważnie.
W szafie są moje rzeczy, weź sobie jakąś koszulkę, niestety spodnie będą za duże :c.
Jak już się ogarniesz, to zejdź na dol. Będę w restauracji z chłopakami, nie denerwuj się, wczoraj przyjęli pozytywnie to, że się pojawiłaś, więc głowa do góry.
Uśmiechnij się! :) "
Uśmiech wypełzł na jej twarz, gdy czytała owa wiadomość.
Cieszyła się, że muzyk nie ulotnił się, nie zostawił jej samej, że może jednak nie została całkiem sama na tym świecie.
Zaczęła rozglądać się po pokoju, wyszła z niego i weszła do salonu, zauważyła pod jedna z brązowych ścian szafę oraz gitarę oparta o nią, przejechała dłonią po jej strunach, była piękna.
Już wiedziała dlaczego nie zauważyła żadnych rzeczy mężczyzny po przebudzeniu, wszystkie były w drugim pomieszczeniu.
Otworzyła szafę z lekkim zawstydzeniem. Nie chciała grzebać w rzeczach muzyka, choć sam jej na to pozwolił, ale perspektywa spędzenia kolejnego dnia w brudnej i spoconej koszulce, jedyna jaką tu miała po koncercie, odpychała ją. Westchnęła i zajrzała do owego mebla.
Ujrzała równo i kolorystycznie poukładane koszulki, bluzy, swetry, spodnie, nawet paski miał ułożone kolorystyczne.
- Jaki pedant - zaśmiała się i wzięła jedną z koszulek z półki.
Padło na czarną z logo batmana, uśmiechnęła się pod nosem.
Zamknęła szafę i z ubraniem w ręce ruszyła ku łazience. Wzięła szybki prysznic, nie obyło się, bez paru słonych kropel na jej policzkach. Wolała w samotności dumać nad swoim losem, niż aby muzycy uznali, że jest słaba.
Zaczęło się od nagłego zniknięcia jej brata, przepłakała wtedy wiele nocy, coś w niej pękło, nie potrafiła już być tak otwarta, pokazywać swoich uczuć, nie była już naiwna. Stała się dość zamkniętą w sobie osobą, gdy coś się działo w jej życiu, chowała to w sobie, nie płakała przy ludziach, wczoraj było wyjątkiem. Stroniła od ludzi, nie umiała im już ufać. Zbyt dużo osób przeszło przez jej życie, zostawiając po sobie tylko ból.
Wyszła spod prysznica i przeczesała swoje włosy, szybko je wysuszyła. Zrobiła sobie przedziałek na boku i swoimi długimi palcami, zaczesała większa część włosów do tylu, po czym patrzyła jak opadają walami, popryskała je trochę znalezionym lakierem aby się trzymały.
Ubrała bieliznę, swoje czarne spodnie i koszulkę Andyego, która była na nią nieco za duża. Spojrzała na swoje lustrzane odbicie, bez makijażu ale wciąż prezentowała się dobrze, mimo widocznych cieni pod smutnymi oczami, tych dwóch rzeczy nie mogła zmienić.
Westchnęła i wyszła z łazienki, wzięła swój telefon, który leżał na szafce nocnej, odblokowała go. Ekran iPhone aż do niej wolał "zero wiadomości", spojrzała jeszcze na godzinę 9:30, schowała telefon do kieszeni, wzięła swój plecaczek, do którego wrzuciła swoją wczorajszą koszulkę i zatrzaskując za sobą drzwi, ruszyła w kierunku wind.
Zauważyła postać idąca przed nią, z postury przypominał jej CC.
- Czyżbym miała przyjemność poznać drugiego z Black Veil Brides, wcześniej niż zamierzał Andy? - pomyślała i stanęła koło owego mężczyzny, czekając na windę.
Spojrzała ukradkiem na chłopaka, nie myliła się, to był CC.
Weszli do windy, czuła wzrok mężczyzny na sobie, nie miała odwagi spojrzeć na niego, nie wiedziała dlaczego. Właśnie spędziła cała noc z wokalistą, ba nawet spali w jednym łóżku, a nie umiała spojrzeć na drugiego z muzyków, a co dopiero poznać cała resztę. Zaczęła się denerwować, w końcu mimo wszystko wciąż była ich fanką.
- Zapowiada się świetnie - wypowiedziała te słowa w myślach, gdy otworzyła sie winda, wyszła z niej, po czym mężczyzna minął ją.
Poszła za nim, przypuszczając, że idzie do reszty z muzyków.
Zwolniła kroku i weszła do restauracji. Perkusista już siedział przy stoliku śmiejąc się z trojką mężczyzn, których znała tylko z widzenia i jednym którego poznała osobiście wczoraj, wszyscy byli jej idolami.
Czuła jak jej serce bije jak oszalałe. Miała poznać swój ulubiony zespół,miała z nimi przez najbliższy czas podróżować, wczoraj może i poznała Andyego, ale była tak załamana i oszołomiona, że pamięta to jak przez mgle. Choć wczoraj przeżyła tragedię i nadal na sama myśl chciało jej się płakać i była przerażona cała ta sytuacja, to czuła malutką iskierkę szczęścia w swoim sercu, promyk nadziei widząc tych mężczyzn.
Dostrzegła, że Ash ją zauważył, uśmiechnął się zalotnie i wysłał w jej stronę oczko, po czym powiedział coś do przyjaciół. Mężczyzna ewidentnie wiedział kim była.
Zaśmiała się i ruszyła trochę pewniej. Zobaczyła jak Andy odwraca się w jej stronę i lustruje ja, swoim wzrokiem. Jego oczy były inne niż wczoraj, nadal widziała w nich troskę, ale były bardziej, jakby lodowate?. Podeszła niepewnie do mężczyzn i stanęła koło wokalisty.
- A to moi drodzy jest właśnie Amanda, o której wam mówiłem. - czarnowłosy przedstawił ją, uśmiechając się do niej.
- Cześć. - Spojrzała na mężczyzn, uśmiechając się blado.
Uważała na to aby jej głos był pewny i stanowczy, nie chciała wyjść na fangirlsa albo rozhisteryzowaną, smutna nastolatkę, już i tak za dużo płakała wczoraj przy Andym.
- Jestem Ash. - pomachał jej basista, co odwzajemniła uśmiechem.
- Jinxx. - mężczyzna odpadł miło.
- CC, my chyba razem jechaliśmy w windzie, co nie młoda? - poruszył znacząco brwiami, na co lekko się zaśmiała.
- A no tak, miło mi.
- Jestem Jake - odparł szorstko mężczyzna, co ją trochę zaskoczyło, bo cała reszta przyjęła ją, może nie ufnie, jak przyjaciółkę, ale po prostu miło. Uśmiechnęła się do niego.
- No mnie chyba znasz, a teraz siadaj, musisz być głodna,a tak w ogóle bardzo ładna koszulka, moja ulubiona. - spojrzała na Andyego, miał rozchylone wargi w uśmiechu, ale jego oczy wciąż były lodowate, zobaczyła w nich nutkę ulgi.
Wokalista miał na sobie czarne rurki, podobne do jej własnych, czarną koszulą, włosy starannie uczesane. Mogła przyznać, że mężczyzna był przystojny, zresztą wiedziała o tym nie od dziś. Usiadła na miejscu wskazanym przez czarnowłosego miedzy Ashem, a nim samym.
Wokalista miał na sobie czarne rurki, podobne do jej własnych, czarną koszulą, włosy starannie uczesane. Mogła przyznać, że mężczyzna był przystojny, zresztą wiedziała o tym nie od dziś. Usiadła na miejscu wskazanym przez czarnowłosego miedzy Ashem, a nim samym.
- Jak się spało? Bo wiesz, mi nie za specjalnie, ale nie wchodźmy w szczegóły, bo ci tam - skinął głowa na chłopaków, którzy obserwowali ich uważnie. - pomyślą sobie za dużo.
- Dobrze, dziękuje a no i przepraszam. - szepnęła do niego, aby reszta nie usłyszała. Miała nadzieje, że wie, iż chodzi jej o cała wczorajsza noc w hotelu, nie tylko o kopanie go, on tylko skinął głowa rozumiejąc.
- To co jemy? Młoda co chcesz? - spojrzała na Asha, który wstawał od zajmowanego przez nich stolika.
- Em, możesz mi wziąć jajecznicę i kawę, jakbyś mógł oczywiście. - uśmiechnęła się do niego prosząco.
- Ależ oczywiście Smerfetko - prawie wybuchnęła śmiechem widząc przymilającego się do niej basiste.
Spojrzała na mężczyzn, którzy rozmawiali o wczorajszym koncercie i dzisiejszych planach. Siedziała i słuchała ich nie chcąc przeszkadzać, wchłaniała każde ich słowo. Nie wierzyła w to, że siedzi przy jednym stoliku ze swoim ulubionym zespołem, że traktują ją tak normalnie i są w miarę swobodni przy niej, przez chwile mogła odpocząć od wczorajszej tragedii.
Spojrzała na mężczyzn, którzy rozmawiali o wczorajszym koncercie i dzisiejszych planach. Siedziała i słuchała ich nie chcąc przeszkadzać, wchłaniała każde ich słowo. Nie wierzyła w to, że siedzi przy jednym stoliku ze swoim ulubionym zespołem, że traktują ją tak normalnie i są w miarę swobodni przy niej, przez chwile mogła odpocząć od wczorajszej tragedii.
Niebieskie tęczówki Andyego nagle spojrzały na nią, nachylił się ku niej i szepnął tak, aby tylko ona to usłyszała.
- Jak sobie radzisz? - mogła wyczuć w jego głosie troskę i nawet widziała ja w jego oczach, jakby toczyła walkę z lodem w jego źrenicach i wygrała.
- Daje rade, dziękuje ale nie mam ochoty o tym rozmawiać. - uśmiechnęła się wdzięcznie do mężczyzny, który skinął głowa na znak zrozumienia.
- Jak zjesz pojedziemy po twoje rzeczy - odparł bez emocji i wrócił do wcześniejszej rozmowy.
- A to dla Smerfetki! - Ash postawił przed nią talerz pełen jajecznicy z bekonem i tostów oraz czarna kawę wypełniona w 2/2 kubka, ten facet chyba czyta w jej myślach, czując zapach jedzenia, poczuła jak bardzo jest głodna, nie jadła nic od wczorajszego śniadania.
- Dziękuję Ash, jesteś wielki! - uśmiechnęła się do niego szczerze, chyba pierwszy raz dzisiejszego dnia, pomijając przywitanie z muzykami.
- Dla naszej Smerfetki wszystko! - poruszył znów brwiami, na co dziewczyna zaczęła się śmiać. Poczuła jak basista czochra jej włosy.
- Ej zostaw! - naburmuszyła się patrząc na niego, katem oka zauważyła jak Andy się uśmiecha.
- No dobra, dobra - odparł Ash z buzia pełna jedzenia.
- Przepraszam? - zawołała po polsku kelnerkę, która szła akurat koło nich, nawet nie musiała patrzeć, wiedziała, że wzrok wszystkich z zaciekawieniem spogląda właśnie na nią, nie rozumiejąc co mówi - mogłabym prosić mleko sojowe do kawy, ewentualnie zwykle bez laktozy? Byłabym wdzięczna - uśmiechnęła się do kelnerki, która odwzajemniła jej uśmiech i skinęła głowa, po czym zniknęła za drzwiami, za pewnie kuchni bądź rozdzielni kelnerskiej, po chwili wyszła z małym dzbanuszkiem wypełnionym białą cieczą.
- Proszę bardzo. - uśmiechnęła się szczerze do dziewczyny, stawiając na stoliku koło niej naczynie.
- Dziękuję.
Nalała sobie do kawy mleka, po czym postawiła naczynie z powrotem na stole i upiła łyk. Spojrzała na mężczyzn nadal wpatrzonych w nią.
- No co? Mam nietolerancje laktozy - odparła już do nich po angielsku.
- Ty znasz ten dziwny język? Skąd? - patrzył na nią jak na UFO Ash.
- Może dlatego, że jesteśmy w Polsce, a ona zapewne jest Polka idioto? - odpowiedział za nią CC, śmiejąc się z basisty.
- Polka? Aaaa, to dlatego taka ładna - zarumieniła się na słowa basisty, rzadko słyszała komplementy. Spuściła wzrok i zaczęła jeść swoje śniadanie, pijąc przy tym kawę.
Usłyszała plask i po chwili pisk.
- Ałaaaaa - spojrzała zdziwiona na Asha i Andyego, który gromił basiste wzrokiem - wyluzuj stary.
Patrzyła to na jednego, to na drugiego, a reszta zespołu zanosiła się śmiechem.
Czyżby właśnie Ash oberwał bo komplementował dziewczynę?
Czyżby właśnie Ash oberwał bo komplementował dziewczynę?
- Jak dzieci - przewróciła oczami i wróciła do jedzenia.
Do końca śniadania obyło się bez rękoczynów, mężczyźni rozmawiali miedzy sobą, oczywiście prócz wokalisty i basisty, którzy byli obrażeni na siebie. Nawet czasami pytali ją o wrażenia z koncertu. Andy mało się udzielał, nie wiedziała czy to u niego normalne.
Skończyła swój posiłek i dopijała kawę, spojrzała na wokalistę, rozmawiał w końcu z Purdym. Nie widziała w jego oczach nic prócz pustki, zastanawiała się co mu się musiało stać. Oczy to w końcu zwierciadło duszy.
Przejechała wzrokiem po mężczyznach. Zauważyła, że odkąd tu weszła Jake ją czasami obserwuje i jako jedyny kompletnie z nią nie rozmawiał, pomijając to ze się przedstawił.
- Dziwny człowiek - pomyślała i spojrzała na Andyego, który patrzył wprost na nią.
- Zjadłaś? Bo chciałbym już jechać i załatwić to dość szybko.
- Tak - odparła smutno - możemy jechać.
- My wrócimy późnym popołudniem, nie rozwalcie hotelu i zachowujcie się dzieci.
- Tak jest mamusiu - odparła reszta zespołu w tym samym czasie, co poprawiło humor dziewczynie, zaśmiała się.
- No to do potem. - uśmiechnęła się do muzyków
- Uważaj żeby cie nie zgubił po drodze - uśmiechnął się do niej CC, puszczając oczko.
- Ciao Smerfetka - zaczęła się śmiać z Asha, który machał do niej pokazujac swoje ząbki w uśmiechu.
Wstała od stolika razem z Andym i ruszyli ku wyjścia z hotelu.
Poczuła powiew przyjemnego wiatru i promienie słoneczne na swojej skórze, popatrzyła w niebo. Usłyszała jak brunet dzwoni po taksówkę, spojrzała na niego i w tym momencie on popatrzył na nią z lekkim uśmiechem
Poczuła powiew przyjemnego wiatru i promienie słoneczne na swojej skórze, popatrzyła w niebo. Usłyszała jak brunet dzwoni po taksówkę, spojrzała na niego i w tym momencie on popatrzył na nią z lekkim uśmiechem
- Zaraz powinna być taksówka.
- Ok - odparła dość niemrawo.
Nie chciała tam jechać, nie była na to gotowa, za szybko to wszystko się działo, jednakże wiedziała, że to ostatnia szansa aby zabrać świeże ubrania.
- Poradzisz sobie, spokojnie - tak jakby brunet czytał jej w myślach, uśmiechnęła się do niego blado.
Po chwili już siedziała w samochodzie wraz z mężczyzną, uprzednio podając adres taksówkarzowi. Wpatrzona w okno, nie miała ochoty rozmawiać, bała się że kolejny raz się rozpłacze, nie chciała robić znowu cyrku, wiedziała że musi być silna. Po dłuższej chwili samochód się zatrzymał, lecz zauważyła to dopiero gdy wokalista ścisnął delikatnie jej ramię. Niebieskooki zapłacił mężczyźnie, przez co była zmuszona wysiąść i zmierzyć się z rzeczywistością. Zakryła twarz dłońmi i wzięła parę głębokich oddechów.
Otworzyła powoli drzwi i ruszyła, Andy już czekał na nią. Poszli w stronę bloku dziewczyny, stanęła przed klatką patrząc się na drzwi i domofon.
Karteczka z napisem " 124. Szczebel ", aż raziła ją, poczuła że jej oczy znowu robią się wilgotne. Zamknęła je i zaczęła oddychać głęboko. Poczuła na swoim ramieniu uścisk mężczyzny.
- Jak nie chcesz, mogę tam wejść sam, domyślam się, że to ciężkie dla ciebie - spojrzał na nią, w jego niebieskich tęczówkach nie widziała już obojętnego lodowatego spojrzenia, dostrzegła zmartwienie i szczera troskę.
To nie był zły pomysł. Mogła poczekać tutaj, uprzednio informując mężczyznę co gdzie leży. Nie mogła być teraz słaba, została praktycznie sama na tym świecie, musi wziąć się w garść.
Tylko nie wiedziała, czy jest w stanie to zrobić dzisiaj, tutaj, w tej chwili.
To nie był zły pomysł. Mogła poczekać tutaj, uprzednio informując mężczyznę co gdzie leży. Nie mogła być teraz słaba, została praktycznie sama na tym świecie, musi wziąć się w garść.
Tylko nie wiedziała, czy jest w stanie to zrobić dzisiaj, tutaj, w tej chwili.
(...)
No i mamy rozdział 4.
Hmm, jak wam się podoba sen Amandy? :D.
Dziękuję za wszystkie miłe słowa w komentarzach, bądź na asku <3
Ten człowiek daje mi każdego dnia ogromną siłę
i motywację, aby coś osiągnąć w życiu i się nie poddawać.
" As i have said before I will do my best to never let you down."
Z rozdziału na rozdział jest cooooraz lepiej. :3 A rozmowa w restauracji, bardzo komiczna, rozbawiła mni . XD
OdpowiedzUsuńCześć. Nominowałem cię do Liebster Award. Lista pytań tutaj :) http://tearsdontfallbyedi.blogspot.com/2016/07/liebster-award.html
OdpowiedzUsuńO, jak słodko, dedykacja dla mnie... Dziękuję <3
OdpowiedzUsuńBoże, trochę siara, że Amanda nie przywitała się z Comą w tej windzie. Ale z drugiej strony, to co miała mu powiedzieć? "Hej, jestem Amanda, a Andy to mój prawny opiekun" XD
Ashley taki słodki... <3 Tylko szkoda, że Jake'a coś ugryzło. Pewnie jest trochę zły na Andy'ego.
Wspaniały rozdział i czekam na next ^.^
Take care,
Rebel Yell